PENTOWO
Na Podlasiu, niedaleko Tykocina znajduje się mała wieś Pentowo. Jest to praktycznie jedno gospodarstwo. Na terenie którego, stoi dworek, stajnia oraz drewniane budynki gospodarcze. Prawdopodobnie nikt by o nim nie usłyszał, gdyby nie wichura w 1991 roku. Przetoczyła się przez wioskę siejąc spustoszenie i łamiąc po drodze wiele drzew. Drzewa te okazały się bardzo atrakcyjne dla bocianów, które natychmiast wybrały sobie to miejsce na założenie kolonii. Z czasem, opieką otoczyło je Polskie Towarzystwo Ochrony Ptaków, które pomogło w umacnianiu gniazd. A w 2001 roku Pentowo uzyskało tytuł jako Europejska Bociania Wieś. Tytuł ten posiada jedynie 15 miejsc w całej Europie.
Obecnie gniazduje tu ponad 30 par tych poczciwych ptaszysk. Można je podglądać dzięki wieży widokowej. Druga wieża z widokiem na rozlewiska Narwi usytuowana jest za dworkiem.
STRASZNY DWÓR!!!
Gospodarstwo jest położone w przepięknym miejscu. Tuż obok rzeki Narwi, a więc raj dla miłośników ptaków. Jest też dobrą bazą wypadową z której można zwiedzać okolicę. Każdy spacer gwarantuje rozbrajający klekotowy koncert 🙂 Na terenie są wiaty, gdzie można zrobić sobie grilla, plac zabaw i inne atrakcje dla dzieci. Dla koniolubów stajnia, możliwość nauki, lub wypadu w teren. Wokoło wielkie, zielone łąki na których pasą się konie.
Sielanka? Nie do końca. Otóż w pentowskim dworku… Straszy! Wiem co mówię, a wiele osób może potwierdzić. Bałam się wyjść z pokoju, iść do lodówki, wyjść na ogród po 22, a nawet napić napoju procentowego.
Jak to często w starych domach bywa i tu wiele lat temu zagnieździła się Dama. Ale wcale nie biała. Z białą pewnie można by się jeszcze jakoś dogadać. W pentowskim dworku straszy, a właściwie odstrasza i to bardzo skutecznie – sama właścicielka! Nie możliwe? A jednak.
Welcome!
Już w Warszawie, po rozmowie w sprawie rezerwacji pokoju, miałam mieszane uczucia. Ale pomyślałam, że to zmęczona pani z recepcji, a panie z recepcji czasem tak po prostu mają i nie zawsze są sympatyczne.
Tak jak było umówione przyjechaliśmy we troje, z koleżanką i jej dwuletnim synkiem. Wyszłam pierwsza, a koleżanka została, aby wyciągnąć młodego. Nie było to wcale takie łatwe, bo rzeczy poupychane były pomiędzy fotelikiem, plecakami, a rowerami wystającymi z bagażnika. Kiedy koleżance wreszcie udało się dołączyć, pani nie powstrzymała się od wyrażenia opinii o zbyt późnym jej zdaniem, powiedzeniu „dzień dobry”. Kiedy doszłyśmy do drzwi zostałyśmy stanowczo poinformowane o kategorycznym zakazie wchodzenia w butach i gdzie dokładnie należy owo nieszczęsne obuwie zostawiać. Informacja była na tyle stanowcza, że młody, który raczej nie ma problemu z towarzystwem nowych osób, rozpłakał się rzewnie. Dowiedziałyśmy się też o obowiązku zamykania drzwi i powrotu do domu przed 22. Odważyłam się zapytać czy można ugotować rano parówkę, ale zaraz pożałowałam tego pytania. Pani zaznaczyła też, że warszawiacy przyjeżdżają tu tylko i wyłącznie tankować. W związku z tym, niczym licealistki ukrywałyśmy cydr kupiony na wieczór 🙂
Czy warto?
Zajrzałyśmy do neta, żeby zobaczyć opinie. Trochę nas zmroziło, po przeczytaniu kilku wpisów. Zaczęłyśmy się zastanawiać, czy nie przenieść się do jakiejś okolicznej agroturystyki. Ale ostatecznie urok miejsca zwyciężył 🙂 Byłam z nas dumna. Na sto procent, nie my pierwsze myślałyśmy o ucieczce, a jednak zostałyśmy. Bociania wieś warta jest poświęceń.
Jestem trochę rozdarta, bo bardzo chciałabym polecać wszystkim to piękne miejsce. Okolicę owszem, mogę z czystym sumieniem, Bociania wieś, również. Ale wizytę w dworku… Można potraktować ją jako surwiwalowe wyzwanie! My wytrzymałyśmy tam całe pięć dni, kto da więcej? Albo jako ciekawostkę, ewenement na skalę światową. Właściciel hotelu odstraszający swoich gości nie zdarza się często, trzeba się dobrze naszukać! Warto to zobaczyć i przeżyć na własnej skórze!
Polecam 😉
Czytaj również ROZTOCZE NA MAJOWY WEEKEND