• Roztocze wieś Gilów, pole rzepaku
  • Irkuck architekrura drewniana
  • Jezioro bajkał

Gruzja, Kiepskie dobrego początki.

Początki bywają trudne. Ale właściwie dlaczego? Na początku przeważnie coś, dzieje się nie tak jakby się tego chciało...

POCZĄTEK

Nie od razu było różowo. Początki bywają trudne. Ale właściwie dlaczego? Na początku przeważnie coś, dzieje się nie tak, jakby się tego chciało. Jedna, nawet mała rzecz przeważa i rozbija człowieka na drobne części. A przecież nie tak miało być, plan był inny! Cały światopogląd legł w gruzach. I bardzo dobrze, że legł, bo widocznie był błędny. Te drobne rozbijające rzeczy zdarzają się po to, aby poziom irytacji sięgnął zenitu. Wtedy można, cytując klasyka, powiedzieć „ja to p……ę” i odpuścić. Nie trzeba już nigdzie pędzić na siłę, spinać się i stawiać na swoim. Można beztrosko obserwować świat i brać wszystko za dobrą monetę. Dopiero, kiedy odpuścimy swój plan idealny i pozwolimy mu toczyć własnym trybem,  zaczynają zdarzać się rzeczy, na które nie było miejsca w tym planie. Dzięki temu wkrada się to co  najlepsze, przygoda! Gruzja potrafi bardzo miło zaskoczyć, trzeba tylko dać sobie przestrzeń.

Gruzja. Po przylocie, już na lotnisku, wszyscy chcieli od nas lari. Jeszcze nie poczuliśmy dobrze ziemi pod nogami, a już dopadł nas taksówkarz.

– Do Kutaisi – 10euro.

– Dziękujemy. Wyszliśmy z budynku.

– Kutaisi – 20 euro.

– Dziękujemy.

– Jak to nie chcecie tylko 20 euro!

– A nie 10?

– 20lari.

– To 20 lari czy euro?

– 20 euro, Kutaisi nie problem.

Dla nas trochę problem, bo lari musi starczyć na trzy tygodnie. Poza tym (jeszcze wtedy o tym nie wiedzieliśmy) zdecydowanie lepiej wydać je na wino 🙂

Po 15 minutach udało się wyrwać i dojść na przystanek marszrutki. Znowu podjechał miły pan i uchylił szybę.

– Kutaisi 10 euro.

– Dziękujemy, czekamy na marszrutkę.

– To 5 euro.

– Ok 🙂

Oczywiście pan próbował jeszcze tak nas zakręcić, żebyśmy pojechali w kilka innych miejsc, dał się przekonać jedynie tym, że jesteśmy zmęczeni po podróży i chcemy odpocząć.

Lari, lari, lari…

Trudno się dziwić, żyć w mieście nie jest łatwo, a obcokrajowcy lari mają, mają też dolari i euro. Większość nie zna cen i płaci ile kto krzyknie. Płaci, bo może. My też nie znaliśmy cen, ale nasz budżet był ograniczony, dlatego zapłaciliśmy 5euro, zamiast 20 🙂  Jednak piosenka „Lari, lari, lari… Must be funny” była z nami już do końca.

W Gruzji nie jest drogo, ale cwaniaków nie brakuje. Nie chodzi o to, żeby być sknerą, ale po prostu nie dać się nabrać. Jeśli komuś naprawdę brakuje pieniędzy, nie będzie się narzucać. Warto kupić od niego dodatkowe usługi /towary, aby zarobił coś ekstra. Opłaca się to obu stronom, bo jeśli jest to np. śniadanie, osoba która je przygotowuje wkłada w to serce i jest to naprawdę dobre śniadanie 😉

W drodze do Kutaisi, na jezdnię wyszły dwie krowy i stado owiec. Na koniec, na wjeździe do miasta zrobił się spory korek. Cały pas (na szczęście w przeciwnym kierunku) zatkany. Okazało się, że pas zajmuje grupa mężczyzn, z namaszczeniem niosąca nieboszczyka (świeć Panie nad jego duszą) w otwartej trumnie. Nikt nie miał do nich pretensji, w końcu to jego ostatnia droga, trzeba ją godnie odbyć. Widać, było to zupełnie normalne. Zaczęło mi się tu podobać 🙂

Lari vs Euro?

Po przyjściu na zabukowaną jeszcze w Warszawie kwaterę, okazało się, że cena nie jest w lari, tak jak podawał booking, ale w euro. Robiło to sporą różnicę. Po rozmowie telefonicznej właściciel zgodził się trochę opuścić cenę. Nie wiedzieliśmy jeszcze jakie są gruzińskie ceny i nie mieliśmy siły szukać z plecakami czegoś  innego. Później dowiedzieliśmy się, że była to spora cena i pewnie lepiej byłoby znaleźć po prostu inne miejsce. Potem okazało się jeszcze, że drzwi nie zamykają się na klucz, więc cenne rzeczy trzeba nosić ze sobą. W połączeniu z kilkoma innymi sprawami nagromadzonymi jeszcze w Polsce,  był to bardzo dobry moment, żeby powiedzieć ja pie… to znaczy ”trudno”. Zostaliśmy dwa nadprogramowe dni i odpuściliśmy.

Dwa dni na wyluzowanie, wymianę pieniędzy, kupienie Internetu, rozeznanie się w nowej rzeczywistości. Zwiedzenie kilku monastyrów, pierwsze kchinkali, pierwsze chachapuri i pierwsze gruzińskie wina. Na otrząśnięcie się z obciążeń dnia codziennego i rozpoczęcie wakacji. Na nagrodę nie trzeba było długo czekać 🙂

Nagrodą była cała reszta.

Gruzja:

Gruzja czytaj również ZWIERZĘTA W GRUZJI

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *