TRASA TRANSFOGARASKA
Trasa Transfogaraska przecina góry Fogaraskie, w pełni zasłużyła na swoją magiczną otoczkę, ochy i achy. Przepiękny alpejski krajobraz i wkomponowana w niego wijącą się asfaltowa wstążka robią duże wrażenie. Wspaniałe widoki i wysokie góry, dostępne dla każdego, kto odważy się tu wjechać.
Na szczycie znajduje się dolina z jeziorem Balea i schronisko Cabana Balea Lac, w którym można coś zjeść i przenocować. Odwiedzając to miejsce, warto mieć przy sobie ciepłe ciuchy i kurkę nawet jeśli na dole jest upał.
Długość trasy to ok. 150 km, a w najwyższym punkcie, który znajduje się w ażurowym tunelu ma 2417m n.p.m.
Droga nie jest łatwa do przejechania, bardzo kręta, wąska i pełna przepaści, od czasu do czasu zdarzają się wypadki. Ku przestrodze na trasie widoczny był wrak auta, które zjechało z „wyższego piętra”.
NIEDŹWIEDZIE
Zastanawiało nas dlaczego w obrębie parku niektóre pola namiotowe ogrodzone są drutem kolczastym i do tego pod wysokim napięciem. Wiedziałam, że są tu niedźwiedzie, ale żeby potrzebne były aż takie zabezpieczenia, na prawdę tak łatwo o spotkanie wielkiego zwierza?
Na odpowiedź nie trzeba było czekać zbyt długo. Temat misiów przewijał się w żartach od początku pobytu w górach. Kiedy wracaliśmy wieczorem z wycieczki nad jezioro padł kolejny żarcik „A co byście zrobili, gdyby teraz wyszedł tu misiek?” rzucił kolega, „Wyjęła bym aparat!”.
Kilka sekund później za zakrętem, w pospiechu wyciągałam aparat… Osobnik był raczej młody, bo do gigantów nie należał, ale nie chciałbym znaleźć się w zasięgu jego pazurów. Przed nami zatrzymało się auto. My również stanęliśmy i gapiliśmy się na niedźwiedzia, który wyraźnie garnął się do samochodów. Prawdopodobnie oczekiwał drobnych upominków w postaci przekąsek, pozostaje mieć nadzieję, że nie liczył na danie główne. Wysiadłam z samochodu, żeby zrobić zdjęcie, misiu od razu to zauważył i skierował się w naszą stronę, najpierw powoli, potem coraz żwawiej, aż znalazł się na tyle blisko, że szybciutko wskoczyłam do auta. A jednak życie jest cenniejsze od fotek.
Obok przejechało kilka miejscowych samochodów, wszystkie szybko i zdecydowanie mijały zwierza. Pewnie wiedzieli czego się spodziewać i nie chcieli ryzykować. My jako nie świadomi przybysze próbowaliśmy uwierzyć w to, co widzimy i złapać kilka ujęć, w granicach rozsądku oczywiście! Wróciliśmy na nasze pole namiotowe i zamknęliśmy dokładnie bramę. Z ulgą weszłam do drewnianego domku. Domek nie był duży, ale jednak dużo stabilniejszy niż namiot. Dawał poczucie, że może misiowi trudniej będzie wtargnąć do środka 😉
BEZPIECZEŃSTWO
Niedźwiedzie w górach Fogarskich, jak widać, nie boja się ludzi, a nawet domagają się od nich jedzenia. Potrafią biegać do 60km na godzinę. Łatwiej im poruszać się pod górę niż z górki, dlatego lepiej uciekać do dołu. Człowiek nie miałby szans w starciu nawet z nie wielkim osobnikiem. Trzeba brać to pod uwagę, kiedy planuje się wieczorem, pieszy lub rowerowy powrót do bazy Trasą Transfogaraską i rozstawianie namiotu na dziko w tym rejonie.
TAJEMNICZE ZDARZENIA
W Rumunii zawsze dzieją się dziwne rzeczy. Przed pierwszym pobytem w tym kraju czytałam „Podróże w poszukiwaniu diabła” Michała Kruszony. Książka napisana jest z humorem i w dość tajemniczym klimacie, który przeniósł się i na naszą podróż, wtedy z mamą. Nie miałam jeszcze zwyczaju notatek, więc nie pamiętam dokładnie co to było, ale działy się różne dziwaczne rzeczy. Przeważnie dotyczyły karty i aparatu, który nigdy przedtem i długo potem nie szwankował. Samochodu, który miał zepsute drzwi i licznik, a po wyruszeniu nagle wszystko cudownie się naprawiło, by ponownie przestać działać dopiero po powrocie do Polski. Teraz przypomniał mi się ten dziwny dreszczyk…
Inna ciekawa sytuacja miała miejsce w przeszkaradnym miasteczku w którym nocowaliśmy zupełnie od czapy, bo akurat nic innego nie było na trasie. Miejscówka w blokowisku na obrzeżach Turdy, fakt, że bardzo tanio wynajęliśmy tam całe mieszkanie na jedną noc. Wieczorem przy winie żartowaliśmy sobie z „amerykańskiego” projektanta Christiana Paula, który aktualnie królował we wszystkich memach. Został on ekspertem od kreacji pani prezydentowej, ale do końca nie wiadomo czy w ogóle istniał. Nazajutrz rano okazało się, że moje konto na Fb przejął bot, który zmienił jego nazwę na Christian Batist i skasował mi wszystkie zdjęcia i znajomych. Na szczęście chłopaki dzielnie walczyli i nie oddaliśmy mojego konta. Ostatecznie tego pamiętnego ranka, bot Christian poniósł sromotną klęskę pod Turdą.