• Roztocze wieś Gilów, pole rzepaku
  • Irkuck architekrura drewniana
  • Jezioro bajkał

Sobota

Sobota, dziesiąta rano. Nie do końca wyspana, ale nieznośnie już wyleżana, wstaję z łóżka. Bo ile można tak się bezczelnie kotłasić… Nadszedł nowy, piękny dzień! Ziewam i pełznę leniwie do kuchni. Z namaszczeniem, robię śliczne kanapeczki z serem i rzodkiewką, na koniec, kładę zielony listek kolendry. Idealne. Siadam w pokoju i powoli zabieram się do jedzenia. W końcu porządne, spokojne śniadanie to podstawa każdego dnia!

Nagle słyszę jak z mieszkania na dole dobiega dziwny dźwięk. Można by go określić jako stłumiony krzyk, choć bardzo nieprecyzyjne określenie. Zmroziło mnie na moment. Brzmiało mniej więcej, jakby sąsiad z dołu zamienił się w amstaffa, który krótko lecz dosadnie, obszczekał coś, bardzo w jego mniemaniu niebezpiecznego. Bojowy wrzask powtórzył się jeszcze kilka razy. Każdy kolejny, z takim samym natężeniem złości. Może sąsiad, dzielny obrońca rodziny, chciał przegonić bandę kiboli ze swojego salonu. , Na ich miejscu, słysząc coś takiego, wyskoczyłabym z dresu i pomknęła przed siebie, szybciej niż rozgrywający Legii. Nie wiem skąd u sąsiada o dziesiątej rano w mieszkaniu, znalazła się gromada dresów. To niezbyt bezpieczne, zwłaszcza, że mieszka z żoną i małym synkiem.

Ledwo ucichł amstaff, a jego miejsce zajęła Chihuahua. Chihuahua z za ściany ma w zwyczaju, niezależnie od  pory dnia, zawzięcie szczekać na swoje młode. Jakby tylko czekała, kiedy dostanie ku temu sposobność. Najmniejsza nawet rzecz, potrafi przeważyć szalę i doprowadzić ją do wrzenia. Chichuachua właściwie nie szczeka, tylko ujada. Zaczyna po cichu, by powoli i miarowo stopniować napięcie, aż jazgot będzie zupełnie nie do zniesienia. Dla nikogo. Robi to tak konsekwentnie, że nie wiem jak jej dzieci, ale mimo dzielącej nas ściany, mam ochotę uciec z domu, rzucać przedmiotami albo zamknąć się w szafie i zatkać uszy skarpetkami.

Starsza córka nauczyła się już warczeć, co jeszcze bardziej podkręca Chihuahuę. Młodszy synek chłonie wszystko bezgłośnie i bez sprzeciwu. Pan Chihuahua chyba uznał, że lepiej być niewidzialnym i uniknąć pogryzienia. Czasem zdejmuje czapkę niewidkę i przemyka przez korytarz, ale w mieszkaniu siedzi z podkulonym ogonem.

Na górze mieszka stary terier. Terier, na przemian kaszle i wychodzi na fajki, potem znów przeraźliwie kaszle. Jak tak kaszle, to chyba bardzo się denerwuje, bo zaraz na powrót musi wyjść i zapalić.

Czasem, mam ochotę puścić na cały regulator muzykę z filmu „Dzień świra”, tupać i krzyczeć „Dlaczego psy srają mi na wycieraczkę!”. Dlaczego srają na swoją własną? Ale zaraz, czy to mnie powinni wywieźć w kaftanie?

Kończę śniadanie i sama mam ochotę zawiązać się w kaftan. Może zabiorą mnie do lepszego miejsca. Dostanę kolorowe dropsy, po których nie będę już słyszała za ścianą, gryzących się wściekłych bestii.

Jeśli podobało ci się opowiadanie Sobota, zobacz również: Fake news

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *