Zorganizowana, tygodniowa wycieczka objazdowa po Grecji – zaproponowała mama. Byłam przerażona i podekscytowana jednocześnie. Z jednej strony zupełnie nie przyzwyczajona do tego typu podróżowania, z drugiej program wycieczki zawierał wszystko, co chciałam zobaczyć od lat. A nawet więcej. Niech będzie, zobaczymy co się stanie.
WYCIECZKA ROZPOCZĘTA
Przed pierwszym zwiedzaniem rozdali nam małe magnetofoniki z słuchawkami, żeby można było słyszeć, co mówi przewodniczka. Nie będę tego nosić, to głupie, przecież nie jestem głucha – pomyślałam. Okazało się, że jednak jestem i w gęstym tłumie głos przewodniczki wyczyniał dziwne amplitudy. Ciekawość była silniejsza i w końcu grzecznie chodziłam w małych, czerwonych słuchaweczkach wetkniętych w uszy. Czułam się trochę jak pies na smyczy, ale z czasem okazało się, że to jednak całkiem nie złe rozwiązanie. Można sobie podchodzić gdzie się chce i oglądać różne zakamarki, a przy okazji słuchać ciekawych historii i nie przegapiać ważnych rzeczy.
Trasy jakie pokonywaliśmy autokarem z jednego miejsca na drugie, były długie. Samemu trudno byłoby w tak krótkim czasie pokonać setki kilometrów. A tak, wymieniało się dwóch kierowców i wszystko szło bardzo sprawnie. Dzięki temu zwiedziliśmy najważniejsze miejsca, które wcale na kupie nie są. Trochę taka Grecja w pigułce.
MINUSY
Oczywiście trzeba było dostosować się do warunków. Jak pora jedzenia to wszyscy posłusznie jedzą, jak stacja benzynowa to wszyscy grzecznie sikają, nawet jak się nie chce. 7.30 cała wycieczka wtłacza się już mozolnie do autokaru. Czas wolny dawkowany na godziny, jak na wycieczce szkolnej. Brakowało, spokojnego posiedzenia w knajpce, szwendania się po bazarkach, odkrywania zakamarków poza przewodnikiem, oliwek, fety i wina gdzieś na dzikiej plaży. Cóż, nie ma też nutki tajemnicy, wszystkie atrakcje są dopięte na ostatni guzik, a jedzenie zawsze w przewidzianych miejscach. Ma to swoje plusy, ale nie zapędzi się człowiek wieczorem do maleńkiej restauracyjki na uboczu, gdzie uśmiechnięty od ucha do ucha Grek gra na buzuki, bo właśnie są czyjeś urodziny. A jak dowie się, że jesteś z Polski, to z dumą i jeszcze szerszym uśmiechem, specjalnie dla ciebie zagra Kalinkę, bo przecież Polska czy Rosja to jeden słowiański czort.
PLUSY
W zamian za to, zwiedziliśmy wszystkie miejsca znane z podręczników do języka polskiego. Miejsca, który stworzyły przestrzeń wątkom tylu mitów; Świątynia Apollina, w której Pytje zupełnie na legalu sztachały się wyziewami ze szczeliny skalnej i mamrotały potem różne zagadkowe treści, a tęgie głowy tworzyły z tego na siłę, kiepsko zrymowane przepowiednie; Akropol, gdzie przechadzały się piękne boginie, z niezdrowymi skłonnościami do knucia brzydkich intryg. Kolumny doryckie, korynckie i jońskie – piwo Mythos dla tego, kto pamięta która jest która. Tajemniczy Grobowiec Agamemnona, znany z wiersza Juliusza Słowackiego – kto w nim spoczywał naprawdę – nie bardzo wiadomo. A w tle, przewijający się majestatycznie szczyt Olimpu, który sam Zeus szczelnie przysłonił chmurami, żeby nikt z dołu przypadkiem nie zobaczył, co się tam wyprawia.
Wszystko to z nawiązką zrekompensowało trudy i znoje zorganizowanej wycieczki autokarowej! Przy okazji stosunek ceny do ilości odwiedzonych miejsc – bardzo korzystny 🙂