PLATZKARTA
Platzkarta, czyli klasa trzecia, najtańsza. Nie posiada przedziałów (jeden przedział na cały wagon). Łóżka ułożone są piętrowo, cztery we wnęce i dwa od strony korytarza. Razem sześć, każdy ma pięciu sąsiadów, których musi znosić całą podróż koleją.
W naszym wagonie łazienki są trzy, dwie na początku i jedna na końcu, obok pokoiku prowadnic (na kilka przejazdów zdarzyło nam się spotkać tylko jednego chłopaka prowadnika). Kolejki do nich nawet w fazie łazienkowej, są stosunkowo małe i nie trwają długo. Nie trzeba ciągle łazić i sprawdzać czy są zajęte. Na wyświetlaczu widać zielone lub czerwone światło, w zależności, czy kibelek jest wolny, czy nie. To bardzo wygodne.
Na końcu każdego wagonu stoi samowar, w którym zawsze jest gorąca woda. Można brać ile potrzeba do szczęścia. Buzuje w nim prawdziwy ogień, a prowadnicy pilnują, by nigdy nie zgasł. Sympatyczny pan samowarek jest tez dobrym pretekstem do spaceru przez cały wagon, a to zawsze jakaś rozrywka. W związku z tym, co chwila, korytarzem przed oblicze jego gorączkowości ciągną masowo, bardzo spragnieni pasażerowie. Strasznie suszy w tym pociągu.
ŹRÓDŁA ENERGII
Na sześć łóżek przysługują 2 kontakty. Trzeba, wymienić się z sąsiadami i ładować na zmianę swoje sprzęty. To wystarczająca ilość i nawet większość czasu, jedno gniazdko pozostaje puste. Dobrze mieć ze sobą powerbank, wtedy zupełnie nie trzeba się martwić o energię. W momencie, kiedy to piszę, oba gniazdka są wolne.
Powerbank przydatny jest też z nieco innych względów. Kiedy Twój sąsiad z łóżka obok, nie myje się przez cztery dni, nawet mokrymi chusteczkami, wolisz, żeby siedział i nie ruszał się ze swojego królestwa. Wtedy pożyczasz mu swój powerbank, a on zadowolony nie musi nigdzie wstawać i kręcić by naładować telefon. Chłopak ma zajęcie, nie musi się nigdzie fatygować i wszyscy cieszą się dobrą atmosferą w wagonie. Podróż koleją ma być przyjemna dla wszystkich!
MAŁE ENKLAWY
Nad górnymi łóżkami leżą sienniki i poduszki. Dodatkowo można nie drogo dokupić pościel. Pościel pakowana jest w foliowy zgrzewany woreczek. W jej skład wchodzą 2 prześcieradła, poszewka na poduszkę i mały biały ręczniczek. Jednym z prześcieradeł owija się siennik, a drugie służy do przykrycia. Do dyspozycji są też koce. Koców nikt nie używa. Można się domyślać, że nie są pierwszej świeżości. Cieszyłam się bardzo, że zabrałam śpiwór, bo w nocy odpalają klimę i jest zimno. Na ulokowanie plecaków miejsce jest nad górnym łóżkiem i pod dolnym. Nam udało się oba zmieścić na górze i mieliśmy tam swój mały osobisty, luksusowy rozpierdzielnik.
W każdej części (6 łóżek) znajdują się dwa spore stoliki. Jest dużo miejsca na rozłożenie sobie jedzenia.
Wybraliśmy tę klasę nie tylko ze względu na cenę, różnice między opłatami za wyższe klasy nie są duże. Chcieliśmy poczuć (nie byłam świadoma, że aż tak dosłownie) klimat podróży koleją, a nie tylko przejechać z punktu do punktu.
P.S. Dzisiaj nastąpiła dodatkowa faza wzmożonej nocnej aktywności. Wczoraj wszyscy jak jeden padli koło 22. Dzisiaj co chwilę ktoś się kręci, idzie do łazienki, ogląda filmiki, pisze w telefonie itp. Jest 00.30. N pewno miała na to wpływ zmiana czasu, już około 3 godzin w stosunku do czasu moskiewskiego. Do tego rano wszyscy spali w opór. A i noc nie jest jakoś specjalnie ciemna. Jutro, różnica wyniesie już 4 godziny.
MARZENIA
Dzień 3. Cholera przespałam Irtysz! Obudziłam się w Omsku, niestety Irtysz przekroczyliśmy sporo wcześniej. Ale dobry i Omsk 🙂 Wspaniałe uczucie, przejeżdżać przez miejsca których nazwy znało się tylko ze szkoły, miasta, rzeki, jeziora. Zapadły w pamięć pod czas lekcji geografii i rosyjskiego. Dlaczego wryły się w głowę i stały odległym marzeniem? Trasy pokonywane dziesiątki razy palcem, a potem myszką po mapie. A teraz po kolei przejeżdżam przez nie: Oka, Wołga, Kazań, Ekatarynburg, Omsk, Irtysz, Krasnojarsk, Jenisej, Nowosybirsk, Irkuck, Om, Ob, Angara. Potem jeszcze Bajkał i Ułan-Ude.
Dokładnie 15 lat temu umyśliłam siebie, że przyjadę tu brudnym pociągiem, na wczasy po środku niczego, żeby zamiast w ciepłym morzu, kąpać się w zimnym Bajkale. Nie mam pojęcia dlaczego! Ale nadal uważam, że podróż koleją transsyberyjską, trzeba przeżyć przynajmniej raz 🙂
SPISEK
Od wczoraj jedziemy przez kompletne równiny. Wyglądały zjawiskowo, podczas wschodu słońca, oświetlone tajemniczo, różowym światłem. Ścieliły się na nich mgły, ciężkim kożuchem pokrywające wszystko, oprócz ciemnych konturów drzew. Teraz w słońcu wyglądają już zupełnie zwyczajnie. Oprócz tego, że są wielkie i zadziwiająco płaskie, pokrywają je swojskie lasy brzozowe. Małe cienkie brzózki i duże jaskrawobiałe brzozy. Wszędzie brzozy, to na pewno jakiś spisek. Zaraz zza którejś wyskoczy Macierewicz z szyderczym śmiechem. Do tajgi w każdym razie, jeszcze chyba bardzo daleko…
Kiedy przez cały dzień, człowiek gapi się w brzozy, zaczyna zauważać coś więcej. Po kilku godzinach, powoli zaczyna rysować się różnica, pomiędzy poszczególnymi drzewami. Okazuje się, że są ich co najmniej dwa rodzaje: pierwsze jaśniejsze, nieco bardziej rosochate z nieregularną kora i żywo zielonymi liśćmi; drugie, bardziej wysmukłe, z ciemniejszymi liśćmi o gładkiej, wpadającej w beż korze, pokrytej poziomymi oczkami.
Aż strach pomyśleć, co będzie za kolejne kilka godzin. Może zacznę rozróżniać ich nastrój z układu liści.
Podróż koleją transsyberyjską, przeczytaj również: CZĘŚĆ 2, CZĘŚĆ 3 i CZĘŚĆ 4